sie zmieniła, czuł do niej taki sam niepohamowany pociag,
dopuszczał nawet do siebie mysl, by przekroczyc ostatnia granice przyzwoitosci i poddac sie uwodzicielskiemu wdziekowi tej kobiety. Zmieniła sie, o tak. Nawet bardzo. Była teraz milsza, uprzejmiej sza, miała wieksze poczucie humoru i choc czuł, ¿e w srodku jest twarda, była w niej jakas kobieca kruchosc, której nie potrafił sie oprzec. To było takie dziwne, od nowa sie zakochac, głebiej tym razem. W tej samej, a zarazem zupełnie innej kobiecie. Dzieci sprawiły, ¿e stała sie mniej egocentryczna, weselsza, bardziej zainteresowana innymi. To, co mu sie w niej nie podobało wiele lat temu, znikneło teraz, jednak w jej pieknym ciele wcia¿ jeszcze kryło sie to samo zmysłowe, namietne zwierze, dla którego na 261 zawsze stracił głowe. Czasami miał wra¿enie, ¿e oddałby dziesiec lat ¿ycia za kilka skradzionych chwil czystej, zmysłowej rozkoszy z ta kobieta. Ich spotkania, zawsze sekretne i samotne, wypełniała dzika namietnosc. Nie było niczego, czego nie robiła, niczego, czego nie chciałaby doswiadczyc. Nie było granic. Jej ramiona zawsze były szeroko otwarte w oczekiwaniu na kolejna rozkosz, jej skóra tak gładka i goraca, ¿e topniał, ilekroc sie do niej zbli¿ył, a jej oczy lsniły uwodzicielsko, przesyłajac mu najsłodsze zaproszenie. Dotyk wilgotnych ust i jezyka Marli doprowadzał go do szalenstwa. Kiedy odchodziła, zostawał słaby i ju¿ znowu spragniony jej obecnosci. ¯adna kobieta pózniej nie była dla niego tym, czym Marla. Poszedłby do piekła za kilka minut kochania sie z nia. A pewnego dnia ona znowu przyszła, pocałowała go niewinnie w policzek, usmiechneła sie, jakby mówiac: „Wiem, ¿e mi wybaczysz” - i oznajmiła, ¿e to ju¿ koniec, bo spotkała kogos innego. A tak sie zło¿yło, ¿e tym kims był jego brat. - Sukinsyn - warknał Nick pod nosem i dopił whisky jednym haustem. Co on tu, do cholery, robi. Znowu wpada w sidła tej kobiety. Chyba powinien pójsc do lekarza i sprawdzic, czy z jego głowa wszystko w porzadku, a własciwie mo¿e powinien sobie palnac w ten głupi łeb. Podszedł do barku i nalał sobie jeszcze troche whisky. Kostki lodu nie zda¿yły jeszcze stopniec. Upił tyk. Usłyszał dzwiek otwieranej bramy wjazdowej i podszedł do okna. Zobaczył swiatła reflektorów wje¿d¿ajacego na teren posiadłosci jaguara. ¯oładek podszedł mu do gardła. Napił sie whisky. Po kilku minutach, kiedy usłyszał winde, ruszył po schodach na góre ze szklanka w rece. Spotkał brata i jego ¿one na podescie. Marla wygladała okropnie. Była blada, opuchnieta i miała zmeczone, zapadniete oczy. Próbowała sie usmiechnac, ale nie bardzo jej to wyszło. 262 Nickowi scisneło sie serce na jej widok, ale tylko zacisnał zeby. - Wiec naprawde postanowiłes wprowadzic sie do domu - powiedział Alex, otwierajac przed Marla drzwi do ich apartamentu. - Myslałem, ¿e mo¿e zmienisz zdanie. - Myslałem o tym, ale nie chciałem was rozczarowac - zadrwił Nick.