udzielać jej lekcji.
- Och, nie wiem. Lord Belton jest bardzo miły, ale nie sądzę, żeby mama się na niego zgodziła. - Rose, wiem, że masz obowiązki wobec rodziny, ale czy nie uważasz, że twój wybór jest co najmniej równie ważny, jak matki? Muzyka umilkła i Lucien przywarł do ściany. Czuł, że tej rozmowy nie powinien przegapić. - Mama jest zbyt zajęta narzekaniem na kuzyna Luciena, by się zorientować, że dokonałam wyboru. - Jednak na kogoś zwróciłaś uwagę w tym całym londyńskim chaosie. A lord Belton jest miły i dobry. To bardzo ważne. Lepiej nie wychodzić za podłego człowieka. Hrabia zmarszczył brwi. Podejrzewał, że sam należy do tych „podłych” dżentelmenów, o których wspomniała panna Gallant. - Kuzyn Lucien od kilku dni jest milszy - stwierdziła Rose. - Nawet mama to zauważyła. Pochwalił ją w duchu za zdumiewającą spostrzegawczość. Może jego kuzynka nie jest taka głupia, jak sądził. - Rzeczywiście. Nie wiesz, czy lord Belton przełożył piknik? Do diaska! Zapomniał o tym zupełnie. Przez ostatnie dni jego myśli całkowicie zaprzątała Alexandra. - Ach, Lucienie, tu jesteś. Wszędzie cię szukałam - rozległ się za nim głos ciotki Fiony. Zbeształ się za nieuwagę. - Sprawdzałem salę balową - wymyślił na poczekaniu. - To dobrze. Cieszę się, że wykazujesz takie zainteresowanie przyjęciem Rose. - Tak, cóż... - Obawiam się jednak, że służba nie podziela twojego entuzjazmu. Wimbole poinformował mnie właśnie, że nie wyśle nikogo do drukarni po próbki zaproszeń, choć uroczystość jest już za tydzień. - Prawda. Ruszył schodami w dół. - I mówi również, że nie zaaprobowałeś moich dekoracji. Kamerdyner robił się stanowczo zbyt gadatliwy. - Ja płacę i nie zamierzam zgodzić się na dwieście jardów różowej krepy. W drzwiach pojawiła się Rose. - Mamo, mówiłaś, że dekoracje będą żółte. - Może połączenie tych dwóch kolorów bardziej przypadłoby wszystkim do gustu - podsunęła Alexandra, stając za podopieczną. Wlepił w nią wzrok. Nie mógł się powstrzymać. Przyciągała go jak magnes. Oto, jaki był rezultat prób uwolnienia się od obsesji na jej punkcie. Dotychczasowa udręka wydawała się niebem w porównaniu z obecnymi torturami. Teraz wiedział, co traci. - Lucien musi zadecydować - oświadczyła Fiona. Otrząsnął się z zamyślenia. - O czym? - Różowy czy żółty? - Sądzicie, że mnie to choć trochę obchodzi? - Więc dlaczego nie chcesz, żebym kupiła różową kre... - Bo nie chcę, żeby jakikolwiek pokój w moim domu wyglądał jak buduar kurtyzany, chyba że ją również dostarczycie - warknął. - Lucienie! - oburzyła się ciotka. Alexandra wydała dźwięk, który równie dobrze mógł być cmoknięciem dezaprobaty, jak zduszonym śmiechem. - Pański język, milordzie. Rose pociągnęła nosem. - Nie będę miała przyjęcia.