chłopak próbował wyrwać się Bryanowi i zwiać, nie troszcząc się o

  • Herbert

chłopak próbował wyrwać się Bryanowi i zwiać, nie troszcząc się o

04 March 2021 by Herbert

leżącego nieopodal kumpla, lecz został stanowczo przytrzymany i usłyszał dobrą radę, wypowiedzianą niebezpiecznie cichym głosem: - Siadaj na ziemi, ręce na kark i ani drgnij, dopóki nie przyjedzie policja, inaczej połamię ci kości. Więcej ostrzeżeń nie będzie. Chłopak czym prędzej posłuchał, zaś Bryan spojrzał na Jessicę. - Nic ci nie jest? - Nie. - Jesteś pewna? Nie zemdlejesz ani nic takiego? Powinna być mu wdzięczna, lecz jego pytanie zabrzmiało tak protekcjonalnie, że zirytowała się. - Jestem pewna, nigdy nie mdleję i całkiem dobrze mogłam poradzić sobie sama. - Jak? Przekonałabyś ich siłą argumentów? RS 104 - Panowałam nad sytuacją - powtórzyła. Usłyszeli narastający odgłos syren, po chwili zapiszczały opony, z radiowozu wyskoczyli policjanci. - Jeden jest tutaj - wskazał Bryan. - Drugi leży przy tamtym samochodzie. Zaatakowali tę panią. - Czy coś się pani stało? Jest pani ranna? - spytał jeden z policjantów. - Nie, nic mi nie jest. - A pan? - Też wszystko w porządku. Policjanci nałożyli kajdanki obu chłopakom, wsadzili ich do radiowozu, poprosili Jessicę i Bryana o udanie się na posterunek celem złożenia zeznań. W tym momencie nadjechał nieoznakowany samochód, wysiadł z niego Sean Canady i obrzucił przyjaciółkę przenikliwym wzrokiem. - Co się stało? - spytał Jessicę. - Dwóch chłopaków z nożem - wyjaśniła ze znużeniem. Przeniósł baczne spojrzenie na Bryana. - Dziwne, że również pana spotykam na miejscu zdarzenia. - Wcale nie dziwne. Przyjechałem sprawdzić, jak się czuje ta dziewczyna, która została poszkodowana w Rumunii. - Odwiedzałeś Mary? - zdumiała się Jessica. - Tak. - Ale czemu? - To może zaczekać, najpierw muszę się dowiedzieć, co zdarzyło się tutaj - zażądał stanowczo Sean, patrząc na nich surowo. - Zostałam napadnięta, a pan McAllistair zjawił się w samą porę. - W samą porę? - Sean przeszywał Bryana wzrokiem. - Interesujące... RS 105 Bryan wzruszył ramionami. - Ponieważ miałem jeszcze trochę czasu do wykładu, postanowiłem zajrzeć do szpitala i spytać, czy nie ma poprawy. Tak, rzeczywiście zjawiłem się na parkingu w samą porę, lecz chyba nie było takiej potrzeby, gdyż Jessica zamierzała pokonać napastników siłą argumentów. I pozwolić im odejść. - Rzucił jej oskarżycielskie spojrzenie. - Co? - Sean popatrzył na nią w podobny sposób. - Chwileczkę, czemu ty pracujesz w sobotę? - spytała, nie odpowiadając. - Długa historia i w dodatku nie ma teraz znaczenia - uciął. -

Posted in: Bez kategorii Tagged: imiona dla kotki, wojciech karolak syn, polskie pająki domowe,

Najczęściej czytane:

San Juan ...

Capistrano, na parkingu i przed zajazdem. Był na siebie wściekły, że wcześniej nie zainteresował się chevroletem, ale i tak dobrze, że zdołał odcyfrować numery pozostałych wozów. ... [Read more...]

rozległo się wołanie;

– Cicho, Rufus! Rufus nie zwrócił na to uwagi. Szczekał coraz głośniej, biegał w kółko, ślinił się i awanturował. Sądząc po wydeptanej trawie na jego części podwórka, nie było to nowe ... [Read more...]

edział Reed. - Zacznijmy od żony pani narzeczonego. - Której? - Tej, z którą wciąż był żonaty, Caitlyn Montgomery. - A, o nią chodzi. - Naomi prychnęła niecierpliwie. - To wariatka. - Dlaczego tak pani sądzi? - Bo jest szalona. Nie ma wątpliwości. Dajcie spokój, przecież wiecie. - Przewróciła oczami. - Sprawdźcie w miejscowych szpitalach. Josh mówił, że kilka razy lądowała na oddziale psychiatrycznym. Przynajmniej raz, może nawet kilka razy, próbowała popełnić samobójstwo. A kiedy już się wydawało, że jej się poprawia, no, wiecie, psychicznie - nie wiem, czy to w ogóle możliwe, nie znam się - za każdym razem choroba wracała. Przegrana sprawa. Wariatem jest się całe życie. - A co pani wie o jej stosunkach z denatem? - Denatem? Na miłość boską, czy to jakiś kiepski dramat sądowy? Denat! Joshowi by się spodobało. - Na sekundę złagodniała, a przez jej twarz przemknął cień smutku, tak jakby naprawdę obeszła ją śmierć Josha Bandeaux. - Ich stosunki nie były najlepsze. Rozwodził się z nią i chciał ją oskarżyć o spowodowanie śmierci ich dziecka, więc jakie mogły być? - Przewróciła oczami, jakby mówiła do głupków. Reed starał się zachować spokój, ale czuł, jak z każdym jej sarkastycznym słowem narasta wzburzenie Sylvie. Był zadowolony z tyrady Naomi, lubił takie spontaniczne wypowiedzi. Doświadczenie nauczyło go, że ludzie potrafią wtedy więcej powiedzieć, czasem niechcący. - Czy mieliście się pobrać? - Oczywiście! A jak pan myśli, dlaczego była taka wkurzona? - Wciąż go kochała? - A kto ją tam wie? Może i tak. Jej spytajcie. - Naomi uśmiechnęła się nieznacznie. - Wiele kobiet go kochało. - Spojrzała na Morrisette, a Reed poczuł wyraźnie, jak w jego partnerce wzbiera złość. - Gdzie pani była w noc jego śmierci? - Głos Morrisette brzmiał spokojnie. - Już mówiłam. Byłam u przyjaciół na wyspie. - Na wyspie St. Simons? - Tak. Mają tam dom. Trochę za dużo wypiłam, nie chciałam ryzykować i wracać samochodem, więc przenocowałam w ich pokoju gościnnym. - I może pani udowodnić, że spędziła tam całą noc? - O Boże, tak! Wydawało mi się, że już to wyjaśniłam. Nazywają się Chris i Frannie Heffinger. Mogę wam podać numer telefonu, jeśli chcecie. - Przyjrzała im się uważnie. - Czy ja potrzebuję adwokata, czy jak? Jestem podejrzana? - Po prostu próbujemy się dowiedzieć, co się stało. - To aresztujcie Caitlyn. Wszyscy wiemy, że ona to zrobiła. Wciąż ma klucze do tego domu, na miłość boską, Josh chciał się z nią rozwieść. Już wam mówiłam, że jest psychiczna. Naprawdę, to żadna filozofia domyślić się, co tu naprawdę zaszło. Morrisette prawie uniosła się na krześle. - A co pani wie o filozofii? - Skończyliśmy? Naprawdę jestem umówiona. I, wiecie, właśnie się stąd wyprowadzam. To miejsce mnie przeraża. Gdy pomyślę o Joshu... zamordowanym w tamtym pokoju... - Wskazała głową na gabinet i nerwowo podrapała się po szyi. - Nie, nie mogę... ...

100 - Więc według pani nie popełnił samobójstwa? - Znów zapytał Reed, choć sam już nie wątpił, że Bandeaux został zamordowany. - Josh? Pan żartuje? Miał po co żyć. Było jeszcze tyle pieniędzy do zarobienia, tyle alkoholu do wypicia i tyle kobiet do poderwania. - Musiała zauważyć, jak Morrisette sztywnieje, bo spojrzała prosto na nią i powiedziała: - Oczywiście wiem, że Josh w ostatnim roku... miał na koncie kilka wybryków. Ale on mnie nie zdradzał. Nie byliśmy wtedy jeszcze ze sobą. - Wzruszyła szczupłymi ramionami. - To się miało skończyć po naszym ślubie. - Naprawdę? - zapytała Morrisette. - Skąd pani wie? - Bo mi obiecał. Miał świra na moim punkcie. - Albo po prostu sam był świrem - mruknęła pod nosem Morrisette, a Reed posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. - Słuchajcie, ja naprawdę muszę iść. Coś jeszcze? - Na przykład nazwiska kobiet, z którymi sypiał. Zna je pani. - Nie znam. To były tanie dziewczyny na jedną noc. - Niech pani jeszcze pomyśli, dobrze? - Morrisette nie dawała za wygraną. - Czasami najbardziej podejrzana jest poniżona kobieta. - No więc już macie swojego zabójcę, prawda? Nikt nie mógł być bardziej poniżony niż Caitlyn. To naprawdę żałosne. I w pewnym sensie smutne. - Myśli pani, że byłaby w stanie zabić Josha? - zapytał Reed. - Nie wiem, myślę, że jest wystarczająco ześwirowana, żeby to zrobić. I nie pytajcie o dowody, bo nie mam żadnych, ale ona jest... dziwna. Naomi poprawiła pasek torebki. Reed wstał i schował notatki do kieszeni. - Jeśli jeszcze coś się pani przypomni - wręczył jej wizytówkę - proszę zadzwonić. Z uśmiechem mówiącym, żeby się za wiele nie spodziewał, wrzuciła wizytówkę do torebki. Morrisette wyłączyła magnetofon i wszyscy troje poszli do wyjścia. Na dworze zrobiło się jeszcze goręcej. Gęste wilgotne powietrze kleiło się do skóry. Reed zdążył się spocić, jeszcze zanim usiadł za kierownicą. Naomi zamknęła drzwi, wsiadła do swojego jaguara i ruszyła ostro, prawie nie zwalniając przed wyjazdem na ulicę. Zanim dojechała do następ-nego skrzyżowania, na pewno przekroczyła dozwoloną prędkość o jakieś dwadzieścia kilometrów. - Arogancka dziwka. - Morrisette patrzyła w ślad za samochodem. - Nic nie mów. Wolno mi bezkarnie przekląć raz dziennie i właśnie to robię. Co ona wyczynia? Sześćdziesiąt pięć, osiemdziesiąt, przy ograniczeniu do czterdziestu? Aż się prosi, żebyśmy ją zatrzymali! Jakby chciała nam napluć w nasze wszawe gliniarskie mordy. - I ty to mówisz, Andretti! Reed wrzucił bieg i ruszył z zacienionego postoju. - Nie, mówię tylko o tym, jak prowadzi. Mówię o tej jej postawie pod tytułem: jestem od was lepsza, bystrzejsza i tak dalej. Nie podobało mi się to. - Mnie też - zgodził się Reed. - Chciałabym utrzeć jej nosa. - Kto by nie chciał! Ale najpierw bądź ze mną szczera w sprawie Bandeaux. Jeśli byłaś z nim związana, chcę o tym wiedzieć, żeby odsunąć cię od śledztwa. Musimy być czyści. Nie możemy pozwolić, żeby obrońca miał się do czego przyczepić. Pogrzebała w torebce i wyciągnęła paczkę marlboro. 101 ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 backup.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste